Nowy dyrektor artystyczny Teatru Osterwy: Najpierw będę widzem
- Nie będę robił żadnej rewolucji. Umiejętne łączenie szeroko pojętej klasyki - choć pokazywanej na sposób dostosowany do percepcji i wymagań dzisiejszego widza - ze współczesnymi tekstami to jest to, co mnie interesuje i co chciałbym robić w Lublinie - rozmowa z Arturem Tyszkiewiczem, nastepcą dyrektora Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Osterwy.
Andrzej Z. Kowalczyk: Reżyserował Pan w teatrach w wielu miastach w Polsce, ale nie w Lublinie. Czy Teatr Osterwy to dla Pana zupełna terra incognita?
Artur Tyszkiewicz: W dużym stopniu - tak. To znaczy - nie znam jeszcze spektakli tego teatru i nie poznałem zespołu od strony artystycznej, warsztatowej. Wiem natomiast, że przynajmniej od kilku sezonów ma w środowisku opinię solidnego teatru, o którym się mówi z uznaniem.
Zatem obejmuje Pan tę dyrekcję artystyczną trochę "w ciemno"?
- Ale nie całkiem "w ciemno", bo jednak znam tę środowiskową opinię o Teatrze Osterwy. Uważam, że jest to miejsce ciekawe i kuszące, zarówno dla reżysera, jak i dyrektora. Uznałem, że warto się zmierzyć z takim zadaniem i przyjąłem propozycję dyrektora Krzysztofa Torończyka.
Na wstępie więc czeka Pana poznawanie teatru i zespołu
- I zamierzam to poznawanie rozpocząć bardzo szybko. Zanim stanę się dyrektorem artystycznym Teatru Osterwy będę jego uważnym widzem. Będę siedział w teatrze i oglądał przedstawienia. Chciałbym zobaczyć wszystko, co jest w repertuarze.
W ostatnich sezonach Teatr Osterwy harmonijnie łączył wielką klasykę z dramaturgią współczesną, w tym licznymi prapremierami. Czy taka też będzie Pańska linia repertuarowa?
- Zdecydowanie tak. Pod tym względem nie będę robił żadnej rewolucji. Umiejętne łączenie szeroko pojętej klasyki - choć pokazywanej na sposób dostosowany do percepcji i wymagań dzisiejszego widza - ze współczesnymi tekstami to jest to, co mnie interesuje i co chciałbym robić w Lublinie. Myślę, że moje dotychczasowe doświadczenia i dokonania reżyserskie wskazują na to i miały też wpływ na decyzję dyrektora Torończyka. Znając moje realizacje, także te z Teatru Narodowego, którym on kieruje, uznał, że mogę kontynuować tę tradycję lubelskiego teatru.
Czy również w tym jej przejawie, jakim jest zapraszanie reżyserów spoza Lublina?
Dla teatru, a zwłaszcza dla zespołu aktorskiego bardzo ważna jest różnorodność. Spotkania nie tylko z rozmaitym repertuarem, ale także z różnymi reżyserami. To daje aktorom możliwość rozwoju, takiego pozytywnego, artystycznego "kopa". Tak więc jak najbardziej będę zapraszać kolegów do reżyserowania w Lublinie.
Wiem, że pytanie o to, jaką sztuką Pan zadebiutuje w Teatrze Osterwy byłoby przedwczesne. Ale zapewne jakieś przymiarki Pan czyni
Oczywiście, są pewne tytuły, które rozważam. Natomiast jakie one są konkretnie, nie chciałbym jeszcze mówić; na to rzeczywiście jest za wcześnie. Repertuar zawsze dostosuje się do zespołu, do tego, z jakimi artystami się spotyka i pracuje. Dopiero kiedy poznam zespół, jego predyspozycje i umiejętności, będę mógł dokonać wyboru swojej pierwszej realizacji w Teatrze Osterwy. Ale już mogę zapewnić, że będę się starał, aby była interesująca zarówno dla widzów, jak i aktorów.