Premiera filmu o Karolu Wojtyle
- Cieszę się z tego, że mogłem wziąć udział w projekcie opowiadającym o tak wielkim człowieku - mówi łódzki aktor SAMBOR CZARNOTA o swej roli w filmie "Karol. Człowiek, który został Papieżem".
Rozmowa z aktorem Samborem Czarnotą, grającym najbliższego przyjaciela Papieża.
Film "Karol. Człowiek, który został Papieżem" to koprodukcja włosko-francusko-kanadyjsko-niemiecko-polska w reżyserii Giacomo Battiato. Karola Wojtyłę kreuje Piotr Adamczyk. Ponadto zobaczymy m.in. Grażynę Szapołowską i Olgierda Łukaszewicza. Film opowiada o Karolu Wojtyle od 1939 r. do dnia wyboru na Papieża.
Krzysztof Kowalewicz: Widział Pan już film?
Sambor Czarnota: Tylko fragmenty z moim udziałem na postsynchronach. Film jest anglojęzyczny. Dlatego przed emisją w Polsce zrobiono dubbing. Wersja kinowa jest krótsza niż dwie części telewizyjne pokazane we Włoszech. Nie wiem, jak to wszystko zostało pocięte i ułożone. Idę na premierę z wielką ciekawością.
To pierwsza międzynarodowa produkcja, w której brał Pan udział.
- Film trafi do wielu państw na całym świecie, ale nie to jest dla mnie najważniejsze. Cieszę się z tego, że mogłem wziąć udział w projekcie opowiadającym o tak wielkim człowieku. Stałem się cząstką losów bardzo ważnych dla mnie osobiście.
Czy wiara przeszkadza w aktorstwie?
- Na pewno nie. Jestem wierzący, choć nie zawsze zgadzam się z instytucją kościoła. Wiara daje mi siłę, przekonanie, że śmierć nie jest końcem życia i że można zostawić po sobie coś istotnego.
Jak Polacy przyjmą ten film?
- Na pewno z zainteresowaniem. Większość z nas przecież nie zna życia Jana Pawła II zanim został Papieżem. Sam wiedziałem o Karolu Wojtyle niewiele. Że kochał góry, sport, grał w teatrze. Tyle. A teraz będzie można zobaczyć Papieża jako człowieka po prostu, który, jak każdy ma słabości, robi różne wariactwa, popełnia błędy.
W filmie gra Pan najbliższego przyjaciela Papieża. Właśnie: gra czy jest jego przyjacielem?
- Jestem jego przyjacielem. Jan Paweł II był dla mnie jednym z niewielu autorytetów, jakie miałem w życiu, obok oczywiście rodziców. Dostrzegłem, jak ważną rolę pełnił dopiero po Jego śmierci. Przez całe życie byłem przyzwyczajony do tego, że jest, głosi światu prawdę i zaraża dobrocią. Bardzo dużo z tego, co mówił, zostało we mnie. Zawsze podziwiałem Papieża za uczciwość, lojalność, siłę i głębokie przekonanie, że to, co robi, jest dobre, potrzebne. Każdy powinien sobie postawić to najważniejsze pytanie - o cel w życiu. Trzeba się zatrzymać i zastanowić, czy dalej chcemy pędzić w tym ogólnym syfie za pieniędzmi. Przecież nigdy nie jest za późno, żeby zmienić swoje życie i zacząć wszystko od nowa.
Ten film i śmierć Papieża zmieniły Pana?
- Na pewno spoważniałem. Mam inne spojrzenie na kilka spraw. Nawet podjąłem pewne postanowienia.
Jakie?
- Chciałbym to zachować dla siebie.