Artykuły

Ichś Fiszer - odyseja "małego"

"Ichś Fiszer" w reż. Marka Kality w Teatrze IMKA w Warszawie. Pisze Marek Kubiak w serwisie Teatr dla Was.

Wszystko zaczyna się od dziwnie brzmiącego monologu głównego bohatera, który podsumowuje swoje życie, jakby się z nim żegnał, po to by wyruszyć w ostatnią podróż.

W następnej odsłonie stajemy się świadkami sceny, w której Ichś Fiszerowi podczas sikania odpada "mały" i spada bezwiednie w odmęty toalety - pierwszy przystanek odysei "małego". Brzmi dziwnie i groteskowo? Tak brzmieć ma, według autora, choć przedziwna podróż "małego" to jedynie pretekst do rozważań nad sensem życia mężczyzny w średnim wieku, dla którego pewne etapy są już skończone; niewiele też nowych rozdziałów się zaczyna, a te, które ma napisać dopiero życie, nie wydają się szczególnie ciekawe. To kryzys wieku średniego, a może nieuchronny moment, przed którym stanie prędzej czy później każdy mężczyzna, dokonując bilansu zysków i strat dotychczasowego życia. Tej podróży w odrealnione światy, w pogoni za "małym", towarzyszą Ichś Fiszerowi różne postaci, od pracownika pogotowia, który po godzinach jest hydraulikiem (bardzo dobra rola Piotra Polaka), przez samuraja i dwóch czarnoskórych lokajów, meksykańskiego kochanka, nudnego i pustego kierowcę rajdowego z Monte Carlo po dyrektora cyrku Wydawałoby się, że to bohaterowie przypadkowi i bez specjalnego związku z całością, a jednak istotni dla toku narracji przez swoją absurdalną jaskrawość, inność, zdolność dominowania nad tłem.

Zupełnie odmienną funkcję w tym spektaklu pełnią za to postaci kobiece - pod innymi nazwiskami, w innych strojach, odmiennie oprawione, a jednak mające jakiś tajemniczy wspólny mianownik; pierwiastek uniwersalny tak silnie zarysowany, że widz zaczyna się zastanawiać, czy to nie jedna i ta sama kobieta; silna i magnetyczna osobowość, potrafiąca zdominować zagubionego i pozbawionego swojego atrybutu męskości Ichś Fiszera. Każda interakcja tytułowego bohatera z kobietą kończy się jej wygraną i manifestacją siły, a sam bohater pogrąża się w swojej nijakości płciowej i nieudolnym zapatrzeniu w obiekt pożądania. Wszystkie kobiece role w tym spektaklu kreuje Aleksandra Popławska i robi to tak soczyście, wiarygodnie, z adekwatną pewnością siebie, że ze spokojem sumienia można okrzyknąć ją głównym filarem tego spektaklu. Każda z zagranych przez nią kobiet jest silna, wyrazista i przekonuje, że jednym gestem jest w stanie posłać faceta do kąta. Finałowa scena uczty i przypisana kobiecie rola kastrującej modliszki dowodzi niezbicie kompleksu, z jakim boryka się Ichś Fiszer w swojej ostatniej wyprawie.

Marek Kalita stworzył w teatrze IMKA rolę swojego życia jako aktor; nie podołał jednak do końca wyzwaniu reżyserskiemu. Nie sposób się bowiem oprzeć wrażeniu, że przedstawienie zawiera kalki i zapożyczenia ze szkoły Warlikowskiego, z której Kalita przecież wyrasta. "Ichś Fiszer" - choć ciekawie oprawiony - nie zaskakuje niczym oryginalnym, wszystko to już było u mistrza W. Żadna z zastosowanych tu technik inscenizacyjnych nie jest odkrywcza, ale dzięki codzienności języka, groteskowym dialogom, wobec których trudno nie uśmiechać się co i rusz z przekąsem, warto ten spektakl mimo wszystko zobaczyć.

Tekst Hanocha Levina stanowi solidny fundament i wdzięczny materiał do adaptacji scenicznej, a dodatkowym smaczkiem jest fakt, że "Ichś Fiszer" został napisany niedługo przed śmiercią pisarza i może stąd zawarte w dramacie przemyślenia i wnioski głównego bohatera są tak prawdziwe i - mimo swojej goryczki - łatwo przyswajalne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji