Bezsenność
Najlepszym dowodem, że zbliża się sezon nudy i rozpaczliwych poszukiwań wielkich emocji, których nie dostarcza nam całoroczne życie, jest repertuar naszych teatrów. Teatr Kameralny zabawia nas wystawiając sztuką Lucille Fletcher pt. Bezsenność. Można ją jeszcze oglądnąć przed wakacjami, żeby ten gatunek dramatu nie ciążył na naszej psychice w pierwszych dniach pracy pourlopowej. Chociaż, jak będzie szła i po urlopach, zachęcam również, bom człowiek życzliwy i cieszę się, gdy inni przeżywają duże wzruszenia artystyczne. Ale treści nie opowiem. Jako że w kryminałach tego robić nie wolno. Myślę jednak, że owa mgiełka tajemnicy na coś się mojemu anonsowi przyda. Powiem tylko, zresztą za autorką, że dramat ma początek, środek i koniec, o czym także z dumą donoszą autorzy programu z tejże okazji wydanego. Autorzy programu również z dużą swobodą opisują wygląd [brak części tekstu] jak wygląda: „…tak, jak sobie człowiek wyobraża autorkę dreszczowca. Ma twarz o jasnej cerze, wielkie czarne oczy, czarne rzęsy i brwi, gładkie, błyszczące ciemne włosy z grzywką, zaczesaną na czoło. Patrzy wnikliwie i nie bez życzliwości na człowieka, odzywa się rzadko, uśmiecha się łagodnie i tajemniczo…” (M. M.). Specjalnie przedrukowuję ten artystyczny obraz pisarki, bo ja zupełnie inaczej wyobrażałem sobie zawsze autorkę dreszczowca. Wyobrażałem tak: „Ma twarz o ciemnej cerze, małe, zjadliwe, jasne oczy, rude rzęsy i brwi, szorstkie, niebłyszczące białe włosy i na dodatek bez grzywki, a jeśli już to z grzywką zaczesaną na ucho. Patrzy tępo, i bez życzliwości na człowieka… A na nosie ma dużą brodawkę”. No, ale mnie wolno inaczej widzieć wizerunek autorki dreszczowców, a inaczej wolno widzieć M. M.
Bezsenność reżyserowała Maria Straszewska, a scenografię przygotował Marcin Wenzel. Wśród aktorów ujrzeć można Igę Mayr, Zygmunta Bielawskiego, Irenę Remiszewską, Ferdynanda Matysika i innych. Warto jeszcze dodać, że autorka jest Amerykanką.