Artykuły

Po festiwalu wrocławskim

We Wrocławiu zakończył się XV Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych. Czternaście przedstawień, trzynaście teatrów; przez osiem dni na wszystkich scenach wrocławskich pre­zentowali się uczestnicy Fe­stiwalu. Sukcesy frekwencyjne odniosły dwa dosko­nałe przedstawienia war­szawskie, o których pisaliś­my swego czasu, Kartote­ka Różewicza w reżyserii Tadeusza Minca z Wojcie­chem Siemionem w roli głównej (Teatr Mały) i Ślub Gombrowicza w reż. Jerzego Jarockiego z P. Fronczewskim, R. Hanin, J. Nowakiem, Z. Zapasiewiczem (Teatr Dramatyczny). Dobrze przyjęty został Awans Redlińskiego po­kazany przez stołeczny Teatr Rozmaitości (reż. Olga Lipińska); adaptację innej powieści Redlińskiego Konopielka przedstawił Teatr im. Norwida z Jele­niej Góry. Grzegorz Mrów­czyński zrobił spektakl, któ­ry stał się jedną z ciekawszych prezentacji festiwalo­wych.

Widziałam dwa przedsta­wienia: A jak królem, a jak katem będziesz Tadeusza Nowaka (Teatr Nowy z Poznania) oraz Andrzejewskiego Po­piół i diament (Teatr Pol­ski z Wrocławia).

Tadeusz Nowak, wybitny poeta i prozaik, szeroki roz­głos zdobył właśnie opowie­ścią A jak królem, a jak katem będziesz. Przyniosła mu ona prócz sukcesu czy­telniczego Nagrodę Literac­ką Krakowa (1969 r.) i na­grodę ministra kultury i sztuki pierwszego stopnia (1971 r.) „Nowak — pisze Włodzimierz Maciąg — jest przede wszystkim poetą, twórcą poetyckiej mitologii «losu wiejskiego», natura i istnienie — to są dla niego zjawiska dramatyczne, ich wzniosłość przejawiać się może jako groza, ale istnienie i natura nie są grzeszne, nie czyhają one na ducha człowieczego, nie wiodą ku występkowi… Bohater jego powieści pełnił rolę kata, bo zmusiły go do tego oko­liczności, nie był jednak katem z natury człowiecze­go istnienia. Przeciwnie — z natury swojej pozostał niewinnym chłopcem wiej­skim, przerażonym popeł­nionymi czynami”.

Powieść Nowaka traktuje o odpowiedzialności człowieka za wszystko co czyni, bez wzglę­du na Historię, bez żadnych usprawiedliwień wypływają­cych z czasu, warunków, sy­tuacji. Piotr idzie na wojnę, zabija, jego granatami wysa­dza się w powietrze Mojżesz, którego kryjówkę w lesie wy­tropili donosiciele, wykonuje wyrok na zdrajcy. Nie chciał krwi. Historia za niego podej­mowała decyzje, nie znosi to jednak jego odpowiedzialności moralnej ani poczucia winy. Wydaje się, że właśnie ten ton sprawił, iż książka Nowaka zyskała sobie tak wielu czytel­ników.

Tadeusz Nowak sam zaadaptował na scenę A jak królem, a jak katem będziesz, zacho­wując w scenariuszu teatral­nym charakter opowieści będą­cy czymś w rodzaju poetyckiej ludowej ballady, pełnej sym­boli i ukrytych znaczeń.

Młody reżyser, Janusz Nyczak, który w Teatrze No­wym wystawił adaptację No­waka, znalazł teatralne ekwi­walenty dobrze transponujące te cechy. Przedstawienie jest czyste i klarowne, bez natręctw poetyckich, bez nadmiernej symboliki, w którą łatwo było popaść. Dobrze poprowadzeni aktorzy są tyle rzeczywistymi cierpiącymi ludźmi, co bohate­rami poetyckiej przypowieści. Przedstawienie to jest war­sztatem reżyserskim (PWST) Nyczaka i dobrze go zapowia­da. Jeszcze słówko o aktorach. Piotra gra Wiesław Komasa, Helę — Joanna Orzeszkowska, Józka — Śmierć — Lech Łotocki, Stacha — Józef Onyszkiewicz.

Popiół i diament Jerzego Andrzejewskiego był najgłoś­niejszą i najgoręcej dyskuto­waną powieścią początku lat pięćdziesiątych; obraz kontro­wersji moralno-politycznych miotających społeczeństwem w latach tuż powojennych niko­go w gruncie rzeczy — ani tych, którzy wygrali, ani tych, którzy musieli zejść z areny politycznej — nie satysfakcjo­nował. Wydawał się zbyt ogól­nikowy, żadnego problemu nie rozstrząsający do dna. Z cza­sem namiętne spory przygasły, film Wajdy ożywił je na pe­wien okres, ale lata płyną, po­wieść weszła do lektur szkol­nych. Spotkanie z nią na sce­nie nie zapowiadało sensacji — oto jeszcze jedna adaptacja rzeczy już ucukrowanej. A jed­nak. Przedstawienie Jana Maciejowskiego (adaptacja i reżyseria) we wrocławskim Teatrze Polskim przypomnia­ło, jak świetna jest to powieść. Jak w końcu trafna w swo­ich diagnozach. Ćwierćwiecze, które nad nią przeszło, to do­stateczny dystans czasu, nie tylko żeby sprawdzić walory literackie, ale także i oceny historyczno-społeczne. Słucha się tego, co Andrzejewski ma nam do powiedzenia o nas sa­mych, z niesłabnącym zainteresowaniem.

Adaptacja Jana Maciejow­skiego zachowuje wszystkie główne wątki powieści; jest trochę chaotyczna, postrzępio­na, nie wszędzie konsekwent­na, nie to jest jednak — przy powszechnej znajomości powieści — największym manka­mentem przedstawienia. Macie­jowski ubrał Andrzejewskiego w tak rozbuchaną inscenizację jakby nie ufał nośności tekstu. A może po prostu zaciążyła na reżyserze pamięć filmu Wajdy? Dość, że w scenicznym Popie­le i diamencie dzieje się nad­to dużo i w dodatku niezbyt dobrze. Pomysły gonią pomy­sły (nie zawsze ciekawe), na­kładają się na siebie i wza­jemnie się w tym tłoku zno­szą. I jeszcze jedno: bez Mać­ka Chełmickiego nie ma Po­piołu. Maciejowski obsadzając Janusza Peszka w roli zu­pełnie nie odpowiadającej jego warunkom zrobił krzywdę mło­demu aktorowi. Szkoda, że się to przedstawienie nie udało, w każdym bądź razie Maciejow­ski udowodnił jedno — łatając adaptacjami braki w na­szej współczesnej dramaturgii mamy do wzięcia tekst znako­mity, wciąż żywy, jedyny, któ­ry tak wiele mówi o pierw­szych powojennych latach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji