Artykuły

"Moralności pani Dulskiej" tragikomedia kołtuńska w 3-ch aktach Gabrieli Zapolskiej

Stosunek Polski do teatru jest bardzo oryginalny. Na ogół urodzaj słaby; zdawałoby się, że nerw teatralny nie leży w naturze Polaka: aż tu naraz wystrzela jakiś fenomen, jak Słowacki, Fredro, Wyspiański ... Ale jeszcze osobliwszym może zdarzeniem jest Zapolska; nie iżby byłe genjalniejsza od tamtych, ale dla swojej płci. Zważmy, że na całej przestrzeni znanej nam cywilizacji, jest to, zdaje się, w teatrze jedyny talent kobiecy wielkiej miary, i że właśnie ten talent urodził się z tej ubogiej na pozór gleby polskiej. Czemu w teatrze właśnie jest taka posucha na kobiety, nie wiadomo; ale fakt jest faktem: nie tylko szczęśliwszych rezultatów, ale prób nawet się nie widzi. Przy tak ogromnym można by powiedzieć przemyśle teatralnym, jaki jest we Francji, udział kobiet jest wręcz żaden.

Otóż, gdyby jakiś psychofizjolog zechciał z tej abstynencji kobiet wywodzić jakieś przemądrzałe uogólnienia w związku z naturą kobiecą, jej niezdolnością do syntezy, do konstrukcji, zagęszczenia, jest oto tryumfalny przykład Zapolskiej, aby odpowiedzieć: "Bzdury, łaskawy panie." A zważmy, że Zapolska była kobietą bardzo kobiecą: nie miała zdaje się nic krypto-męskości, nie ubierała się w spodnie jak George Sand, nie ćmiła cygar jak Żmichowska ...

W życiu była kobietą, w teatrze była a n d r o g y n ą; pewność ręki, jasność spojrzenia, łączyła z kobiecą pasją, niesprawiedliwością, ograniczeniem horyzontu.

I stąd ten podwójny rezultat. Jej Pani Dulska scenicznie broni się wciąż świetnie, ideowo gorzej.

Każda figura ma krew i kości, każda scena drga życiem, każde powiedzenie budzi wesołość. Pani Dulska trafiona jest tak, jak lala w strzelnicy, której odpada głowa ku radości widzów. Nie ja się będę rozczulał nad tą zmorą lwowską, ja, który, wedle skromnych sił moich, oddałem "matronie krakowskiej" przysługę taką, że mi długo żadna ze starszych pań w Krakowie nie chciała podać ręki do pocałowania ... A jednak, kiedy się zastanowić nad tem, z bezstronnością jaką daje perspektywa historyczna, zdaje mi się, że Pani Dulska odpokutowała ponad swoje winy, a raczej że ona zapłaciła rachunek za całą epokę, za całą formę cywilizacji: cywilizacji burżuazyjnej. Rewolucja francuska była wyprowadzeniem na widownię mieszczaństwa; w dobie, gdy szlachta przestała formalnie istnieć, a lud nie zaczął istnieć, mieszczaństwo stało się wszystkiem. Rychło ujrzano plamy na tem nowem słońcu. Ileż satyr wymierzono w tego nowego monarchę. Pan Homais, pan Prudhomme, pan Perrichon, i galeria figur Balzaca z opuchłym od próżności i głupoty Crevelem na czele, aż do Simplicissimusa niemieckiego, na którego kartach roi się od satyr na niemiecką dulszczyznę. Ale zważmy bezstronnie: o ileż łatwiejsza była rola szlachty. Mieli armie służby, domowników, guwernerów, nie robili nic, mieli majątek, do utrzymania go służyły sukcesje, pensje, synekury, bogate mezaljanse, córki oddawane masowo do klasztorów, synowie przywdziewający sukienki duchowne. Wymagań żadnych, poza męstwem osobistem i trochą poloru, który dało się połączyć z głęboką ignorancją. Z drugiej strony lud: ten pracował, i ciężko, ale też więcej odeń nie wymagano niczego. A teraz zważmy, jakie brzemię spadło na mieszczaństwo, które, przez osobliwy paradoks, zaczęło się częściowo - zwłaszcza u nas - pokrywać z pojęciem inteligencji! Musiało pracować, i ciułać, aby się nie zdeklasować w miarę przyrostu dzieci. Odziedziczyło po szlachcie pojęcia honoru i godności, aż do kodeksów honorowych i pojedynków włącznie. Spadł na nie nieznany szlachecki obowiązek wykształcenia tzw. ogólnego, które polega na tem, że trzeba udawać, że się wie wszystko. Obowiązek pielęgnowania Sztuki. U nas jeszcze i wielkie tradycje narodowe, martyrologia polska. I "trzymać fason". Czy istniała kiedy klasa bardziej obciążona? I czy dziw, że wszystko to musiało się stać jedną wielką tandetą? Tej tandety wyrazem jest "salon" pani Dulskiej: salon, bo mieli salony dawni magnaci Salon, w którym sama pali w piecu ... Więc aksamity kryte pokrowcem, okurzane wiecznie, nie używane nigdy, i ta Bitwa pod Grunwaldem na ścianie i Kościuszko z gipsu z odbitym nosem obok fotografii jakiejś Giocondy, i te gemy bębnione na fortepianie, narzędzie tortur dla siebie i drugich, i ta szkoła pakująca w głowę stek tandety również. Tandeta moralności, tandeta sztuki - oto wnętrze tych mieszczańskich domów, oto treść panowania burżuazji XIX wieku, za której ... wspaniale rozkwitła nauka i sztuka, a z moralnością też sądzę że było lepiej niż wprzódy. Oto przykład, jak złożony jest ten kompleks zjawisk, który Zapolska uprościła sobie, waląc po mordzie panią Dulską z taką pasją, z jaką sama Pani Dulska mogłaby sprać swego "tłumoka", Hankę. Ale bez tych uproszczeń, bez tych niesprawiedliwości, nie byłoby teatru. W tem talent Zapolskiej, że nawet cnoty pani Dulskiej są nam tu ohydne. Pierwsza biedactwo wstaje, pierwsza na nogach przy gospodarstwie, musi i mężowi dać śniadanie i syna wałkonia wyprawić do biura, córki wyciągnąć, boby się barłożyły do południa w łóżku, sama pokaże służącej jak się w piecu pali, o wszystkiem myśli, o wszystkiem pamięta, haruje, ciuła - i doczekała się za swoją pracę. To odwet dziejów za to, że ta klempa o poziomie duchowym ani trochę nie wyższym od poziomu własnej kucharki została panią, panią radczynią, inteligencją, "wyżyną społeczną", damą, bóstwem. Ileż ja takich widziałem? I myślicie, że Felicjan jest niedołęgą? Bajki! On tylko w domu jest taki, w obliczu tego straszliwego smoka. Znałem takich Felicjanów, jeden był rektorem uniwersytetu i trząsł całym wydziałem, inny surowym i bystrym prezydentem sądu, etc. I oto nowe zjawisko kultury burżuazyjnej. To, że baronówna X, wyszedłszy, za hrabiego Y, jest Hrabiną i dzieli splendory mężowskie, to bardzo naturalne, to były rzeczy rodowe, towarzyskie; ale to, że lada babsko, z którem sypiał legalnie np. rektor uniwersytetu, zostawało "panią rektorową" ze wszystkimi atrybutami, to nonsens: co tu mieszać do tego rektorat, to nie są czynności naukowe ani kancelaryjne! I z tego właśnie, i ze stanowiska pomiatanych często i terroryzowanych mężów, tworzyły się piedestały, na których zasiadały te potwory żeńskie, i sądziły, wyrokowały, protegowały, potępiały, gadały, i miały posłuch, i dawały się okadzać, i wyciągały kościste lub tłuste łapy do całowania. Ale już kończę, bo czuję że znów zacząłbym mówić wierszem.

Panią D u l s k ą rozpisała autorka na dziewięć osób, z tego co najmniej osiem to role pierwszorzędne. To też grana była ta klasyczna już dziś komedia w Teatrze Polskim znakomicie. P. Słubicka była apokaliptyczną Dulską, p. Fritsche miał przy niej wyborny charakter owego gatunku owadów, u których wątły samczyk jest jedynie wyrostkiem olbrzymiego kołduna samicy. Leszczyński jest od dawna najlepszym Zbyszkiem; śliczną Felę Malickiej pamiętam dobrze z Krakowa, ucieszyłem się natomiast dobrą, chód nazbyt rozbrykaną Hesią Romanównej. P. Jasińska dobrze uchwyconym stylem przypomniała mi stary Kraków i damy swawolne z czasów mej młodości; p. Pancewiczowa soczyście wydobyła niedorozwój człowieczeństwa Hanki; wreszcie p. Kawińska w "samograju" Tadrachowej i p. Kuncewiczówna w najmniej wdzięcznej roli lokatorki dopełniły całości, wyreżyserowanej przez Jerzego Leszczyńskiego

Dla historyków literatury i obyczaju ciekawe zestawienie dwóch premier: "Pan Damazy" i "Pani Dulska". Bo w "Panu Damazym" też mamy panią Dulską, tylko przeszczepioną na wieś.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji