Artykuły

Demonologia dla dzieci

Poznańskie Opowieści z niepamięci to zaproszenie w „cudowną i pożyteczną" podróż, która każdemu dziecku pozwoli na lepsze poznanie otaczającego go świata i samego siebie.

Słowiańska mitologia opisuje Kłobuka ja­ko ducha, który — chociaż może przybierać dowolną postać — najczęściej wyobrażany jest jako zmokła kura, kaczka, gęś, sroka lub wrona. Opiekuje się on swoim gospodarzem, znosząc mu przedmioty ukradzione sąsiadom. Podobno czasem spełnia też wypowiadane na głos życzenia. Kiedy jest w pobliżu, trzeba mówić ze szczególną ostrożnością, ponieważ Kłobuk potraktować może tak wszystko, co usłyszy. Każde nieostrożnie rzucone zdanie, żart czy przekleństwo może zostać wcielone przez niego w życie. Taka właśnie sytuacja inicjuje akcję spektaklu dla dzieci Opowieści z niepamięci w poznańskim Teatrze Animacji. Sześciorgu biorącym w nim udział aktorom, znakomicie animującym ciekawie wykona­ne, inspirowane ilustracjami Witolda Vargasa z Bestiariusza słowiańskiego[1] lalki, udaje się zaprezentować na scenie zapomniany, choć coraz częściej powracający w teatrze świat dawnych mitów, legend i wierzeń. Wykorzy­stują przy tym współczesne środki, co pozwala im skutecznie omijać mielizny stylistycznych stereotypów.

Interesującą, choć nieskomplikowaną w pla­nie dramatycznym opowieść wyreżyserował pracujący gościnnie w Teatrze Animacji, po­chodzący z Brazylii, Eduardo de Paiva Souza, znany jako Duda Paiva. Znakiem rozpoznaw­czym tego — od lat mieszkającego w Holan­dii, lecz pracującego na scenach całej Europy — tancerza i lalkarza są charakterystyczne lalki. Wykonane z gąbki figury, zarówno te małe, średnie, jak i te większe od człowieka, dysponują niemałym potencjałem ekspresji, wykorzystywanej przez sprawnych animato­rów do tworzenia przesyconych niesamowitością opowieści, których humor przełamy­wany jest szczyptą horroru.

W tym roku mija dziesięć lat, odkąd Marek Waszkiel, ówczesny dyrektor Białostockiego Teatru Lalek, doprowadził do współpracy pro­wadzonego przez siebie zespołu z założoną przez Paivę holenderską grupą Duda Paiva Puppetry & Dance. Na podlaskiej scenie stwo­rzona została wówczas Fasada, w której dow­cip także łączył się z grozą, będącą ważnym, często nawet nieodzownym elementem każdej mądrej baśni. W adresowanym do dorosłych białostockim spektaklu wykorzystana została polska muzyka klasyczna, pieśni operowe, teatr żywego planu i taniec. W stworzonych przez Paivę Opowieściach z niepamięci także poja­wiają się różnorodne style i środki teatralne. Gra aktorska przeplatana jest fascynującą, czę­sto budzącą podziw publiczności, pracą z lal­kami. Czasem funkcjonują one jako dopełnie­nie ciał aktorów, poszerzające zakres ich krea­cyjnych możliwości, a czasem — jako ich peł­noprawni partnerzy. W niektórych scenach wykorzystany jest taniec, w innych teatr cieni. Wykonawcy śpiewają tradycyjne słowiańskie pieśni, a także inicjują — nie wywołując wra­żenia opresji — interakcje z publicznością.

Pomimo różnorodności użytych środków spektakl jest spójny fabularnie i pozbawiony nadmiernej ilości wątków pobocznych, po­siada wartką i (niemal do końca, za wyjątkiem zakończenia, które wydaje się nieco naciąga­ne i niejasne) czytelną narrację. Ta godzinna historia — za której dramaturgię, a częściowo i za sukces, odpowiada doświadczona dra- maturżka teatru dla dzieci i młodzieży Malina Prześluga, będąca również współautorką koncepcji całości przedstawienia — przez cały czas swojego trwania utrzymuje zaintereso­wanie zarówno młodszych, jak i starszych wi­dzów. Ich ciekawość prowokowana jest nie tylko treścią, ale i widowiskową estetyką spektaklu.

Historia zmagań o ocalenie Płanetnika, który za sprawą Kłobuka (przez wypowie­dziane w nieodpowiednim momencie, nie­rozważne słowa) spadł z nieba, jest okazją do zaprezentowania kilku postaci wywodzących się z przedchrześcijańskich wierzeń ludo­wych. Obok wspomnianych duchów pojawia się leśna znachorka Baba, dwulicowa, szcze­gólnie groźna dla dzieci Jędza (pierwowzór czarownicy ze spisanej przez braci Grimm bajki Jaś i Małgosia) i żarłoczny, budzący gro­zę Bezkost. Potencjał edukacyjny spektaklu nie wiąże się jedynie z prezentacją słowiań­skich podań. Opowieści z niepamięci to wy­korzystująca legendarne motywy współczes­na baśń, będąca zaproszeniem w „cudowną i pożyteczną”, jak sformułował to kiedyś Bruno Bettelheim, podróż, która każdemu dziec­ku pozwoli na lepsze poznanie otaczającego go świata i samego siebie. Jako jej adresaci wskazani są młodzi widzowie w wieku lat dziesięciu i starsi. Mam wrażenie, że sugestia ta wynika z obaw, czy młodsze dzieci nie prze­straszą się niektórych postaci i scen. Nawet jeśli takie niebezpieczeństwo istnieje, rodzice mogą się nie obawiać — zło zostanie zwyciężo­ne, a dreszcz emocji zwiększy tylko uważność odbioru. Wartki i wysmakowany estetycznie spektakl Paivy może budzić też zaintereso­wanie dorosłej publiczności, której nie powi­nien razić pojawiający się na samym począt­ku łagodny, charakterystyczny w teatrze dla dzieci, ton głosu narratora (Krzysztof Dutkiewicz). Zanim stanie się on pełnoprawnym uczestnikiem akcji, opowie o dawnych czasach, w których „ludzie zbierali się wokół ogniska, by razem śpiewać i opowiadać sobie wspania­łe historie. Legendy o wiedźmach, duchach, upiorach — dobrych i złych”. „A teraz my opo­wiemy wam kilka z nich” — zapowie.

Na scenie rozbrzmiewają dźwięki białoru­skiej pieśni, gdy w półmroku pojawia się tań­cząca postać. Maska granego przez Juliannę Dorosz Kłobuka bardziej niż kurę czy kaczkę przypomina afrykańskiego trzewikodzioba. W kreowanym na scenie świecie nie stanowi to żadnego problemu — przecież ten leśny de­mon może przybrać dowolną, nawet najbar­dziej fantastyczną postać. Jego pełne wdzięku ruchy mogą wodzić na pokuszenie. Jednak pojawiająca się po chwili grupka osób nie ule­ga ich czarowi, wiedząc, że zawsze, gdy pojawia się Kłobuk, dzieje się coś niedobrego. Próbują go przegonić. Nie zdając sobie sprawy, że wciąż jest w pobliżu, zaczynają swobodnie opowia­dać o kolejnej mitycznej postaci. Moc leśne­go demona sprawia, że żart o potknięciu się „wielkiego i potężnego”, rządzącego pogodą Płanetnika staje się faktem. Kiedy władający wiatrem duch ląduje na ziemi, światu zagraża zagłada: pozbawiona deszczu ziemia prze­stanie dawać życie, przyroda nie odrodzi się wiosną. Wykonana z gąbki wielka lalka wyobrażająca muskularnego osiłka wprost ze sznurowni spada na Marcela Górnickiego, ukrywając niemal całą jego sylwetkę. Animo­wany przez aktora Płanetnik słabnie. Potrze­buje pomocy. Próby podrzucenia go do nieba nie przynoszą rezultatu. Wszystko wskazuje na to, że konieczna będzie pomoc kolejnych — mitycznych i korzystających z magii - postaci.

Płanetnik to niezbyt elokwentny duch. Wie, że pomóc mu może Baba, znachorka, którą przywoła skandowanie jej imienia przez wszyst­kie zgromadzone w teatrze osoby. Okrzyki zasiadających na widowni dzieci nie cichną jeszcze całkiem, gdy na scenie pojawia się nieforemna, gąbczasta piłka, którą bawią się aktorzy. Mariola Ryl-Krystianowska rozwią­zuje spajający tę kulę sznurek i zaczyna wcho­dzić w kostium-lalkę, równocześnie przeista­czając się w syjamską bliźniaczkę oczekiwa­nej przez wszystkich Baby. Rysy twarzy tej nagiej starowinki przypominają zabawnego maszkarona. I choć początkowo — skrzecząc i głośno pytając, kto ją wzywał — budzi lęk, po chwili okazuje się dowcipną, sympatycz­ną, choć dosadnie bezpośrednią, wiedźmą. Pierwszym sposobem na pomoc Płanetnikowi ma być powąchanie przez niego „magicz­nej giry”. Ta próba, podobnie jak i kolejne, oparte na zbiorowym działaniu, nie przynoszą oczekiwanego rezultatu.

Baba, nim zniknie, wskaże możliwe magiczne rozwiązanie problemu. Do jego reali­zacji potrzebne będzie mleko czarnej krowy i jajo czarnej kury. Nawet kolejne pojawiające się groźne demony, podobnie jak i Kłobuk, występujący w nieco zmienionej postaci (tym razem grany przez Marcina Chomickiego), przyczynią się do szczęśliwego zakończenia tej historii. Zanim ono nastąpi, konieczne będzie przezwyciężenie lęku ludzi, ich współ­działanie i poświęcenie jednej z postaci. W koń­cu Płanetnik wróci do podniebnej pracy, a z te­atralnego nieba spadnie teatralny śnieg — znak, że wszystko wróciło na swoje miejsce.

Legendy to bardzo ważny element każdej tradycji kulturowej. Słowiańskie wierzenia, nie­gdyś skutecznie tępione przez Kościół i niemal niezachowane w zabytkach pisanych, miały bardzo niewielkie szanse na przetrwanie. A jed­nak skrawki dawnych opowieści inspirują dziś coraz większą liczbę artystów różnych dzie­dzin, również kultury popularnej. Wszyscy oni, podobnie jak zespół poznańskiego Tea­tru Animacji, przyczyniają się do ocalenia pamięci o słowiańskich mitach. Świetni ak­torzy, wśród których szczególnie wyróżniają się — znakomicie przeistaczające się podczas animacji lalek i modulujące głosy — Sylwia Koronczewska-Cyris (jako Jędza) i Mariola Ryl-Krystianowska, przypominają (słowami Mar­cela Górnickiego, który zapada w pamięć jako aktor żywego planu), że dla baśniowej postaci „koniec świata to być zapomnianym”.

1 ■ P. Zych, Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach, Olszanica 2012.

Przypisy

  1. ^ P. Zych, Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach, Olszanica 2012.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji