Re-cenzor
"Msza za miasto Arras" w olsztyńskim Teatrze im. Jaracza cieszy się nadal ogromnym powodzeniem, kolejne spektakle idą przy wypełnionej widowni. Zwłaszcza młodzież przyjmuje to przedstawienie entuzjastycznie. Świadczy to, iż zarówno powieść Andrzeja {#au#594}Szczypiorskiego{/#}, jak i jej adaptacja sceniczna dokonana przez Janusza Kijowskiego, trafiają w samo sedno aktualnych i ważnych problemów. Tymczasem swoistą kampanię przeciw książce i przeciw spektaklowi rozpoczął Zenon Złakowski.
Aż w dwóch olsztyńskich pismach jednocześnie: w tygodniku "Gazeta Warmińska" (nr 6) oraz w dwutygodniku "Posłaniec Warmiński" (nr 4) można przeczytać iż "Msza za miasto Arras" jest to spektakl zły, nudny, "kopulacyjny", co więcej zaś: uderza w wiarę w Boga, w człowieka, w humanizm.
Nie jest to nowość, że na tematy sztuki nazbyt często wygaduje się i wypisuje w olsztyńskich mediach najprzedziwniejsze rzeczy. Tym razem jednak sprawa mogłaby się wydawać poważna, ponieważ głos zabiera osoba niejako podwójnie publiczna w tym mieście: nie tylko dziennikarz, lecz też i były poseł na Sejm. To winno chyba zobowiązywać, jak się zdaje? Gdzie tam! Podczas lektury rodzi się podejrzenie, iż Złakowski pisze o przedstawieniu, którego sam nie obejrzał, i nawet powieści Szczypiorskiego nie przeczytał uważnie. Bo jak inaczej sobie wytłumaczyć całkiem dowolne przeinaczanie oczywistych faktów, a co więcej: z gruntu fałszywe odczytanie treści i przesłania spektaklu?
Oto przykład - cytuję za "Posłańcem Warmińskim":
"Historia już nieraz dowodziła, że w pewnych sytuacjach człowiek traci rozum, zapomina o normach moralnych i staje się bestią. (...) O ile w czasach współczesnych siłą sprawczą mordów i zniszczeń były i są systemy totalitarne: faszyzm, komunizm - to Szczypiorski przenosząc akcję swego utworu w wiek XV, taką siłę niszczącą i zbrodniczą dostrzegł w chrześcijaństwie."
Czyżby więc nasz recenzent urodził się był wczoraj i nic w ogóle nie wiedział na temat literatury polskiej kilku ostatnich dziesiątków lat? Nie znał jej kodu szyfrowego, pozwalającego polskim pisarzom, pomimo wszelkich utrudnień cenzury, mówić do czytelnika głosem zrozumiałym? Czy nie zdarzyło mu się nigdy wziąć do ręki na przykład powieści "Ciemności kryją ziemię" Jerzego {#au#27797}Andrzejewskiego{/#}, lub też głośnego arcydzieła tegoż autora "Bramy raju'"; Ani żadnej innej z długiego szeregu książek, których przesłanie moralne moje pokolenie odbierało z wypiekami na twarzy? W ów szereg ważnych dzieł literatury polskiej wpisuje się również "Msza za miasto Arras", i jakoś nikt jej nigdy dotąd nie uważał za antychrześcijańską, bo podobnie jak w książkach wyżej wymienionych, pod historycznym, średniowiecznym kostiumem jest w niej mowa o uniwersalnych, ogólnoludzkich problemach i postawach. Jeszcze nie tak dawno temu wszyscy to doskonale rozumieli, i - śmiem twierdzić - rozumieją również teraz.
Natomiast Zenon Złakowski? Jak on zrozumiał "Mszę za miasto Arras"? Zacytujmy raz jeszcze za "Posłańcem Warmińskim":
"Olsztyńskie wystawienie niesie ponadto niepokojące przesłanie. Otóż większość ludzi to ciemny, bezrozumny motłoch, który w każdej chwili jest zdolny do rozpusty i zbrodni, jest nietolerancyjny, zabobonny, a dla przysłowiowych srebrników (w sztuce są to dukaty) podejmuje się wykonania nawet wyroku śmierci. Nie jest zdolny do rozsądnej rady, łatwo daje się manipulować, kompromitując w ten sposób zarówno religię jak i demokrację. Z drugiej jednak strony jest bogata i mądra mniejszość, zachowująca we wszystkim umiar, umiejąca przy tym korzystać z uroków życia, która stawia sobie opatrznościowe zadanie: obronę świata przed chaosem i unicestwieniem. Dla tej elity wolność fizyczna jest wszystkim - wiarę, religię traktuje z przymrużeniem oka.
Podział na elitę i motłoch nie jest jednak podziałem godnym humanisty. Dla nas chrześcijan jest on w ogóle nie do przyjęcia."
Powiem wprost: uważam to za interpretację paskudną. Doprawdy, wstyd: z tak grubej rury strzelać - i trafiać Panu Bogu w okno. Uspokójmy więc prędko zatroskanego humanistę: ktoś mu wyrządził dowcip i źle go poinformował. Jednak warto czasem zawierzyć własnemu rozumowi - o tym zresztą między innymi jest mowa w tej sztuce - i samemu pójść na przedstawienie. Bo, wbrew wszelkim obawom, cała sztuka, w ślad za powieścią, wielkim głosem opowiada się za człowiekiem, za jego godnością. Jest wołaniem o rozum, odpowiedzialność, tolerancję, miłość bliźniego - przeciw manipulacji, przeciw odruchom ślepym, nierozumnym, które pozbawiają krytycyzmu i prostą drogą prowadzą ku działaniom zbrodniczym. Zaś z tego, iż zbrodnie motłochu zostały w niej przedstawione, wcale nie wynika, że autor się napawa podziałem nas wszystkich na motłoch i elitę. Przeciwnie, szuka odpowiedzi na pytanie: jak to było możliwe, że do takiego podziału doszło? Co sprawia, że człowiek w pewnych sytuacjach wyzbywa się godności i staje się cząstką zdziczałego tłumu? Bo przecież nie da się zaprzeczyć, ani przemilczeć - sam recenzent zresztą przecież przyznaje - że to się zdarza na tym niedoskonałym, choć podobno najlepszym ze znanych nam światów. Dodajmy: aż nazbyt często, aby mechanizmy rodzenia się takich zachowań ludzkich badać i przed ich niebezpieczeństwem wciąż, nieustannie przestrzegać. I nie okłamujmy się: nawet religia nie chroni przed przemianą człowieka w bestię, gdy tylko warunki go do tego zachęcą. Chcielibyśmy, aby chroniła, lecz trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Przykładów pełno w dawniejszej i w nowszej historii. Przykładem najświeższej daty Jugosławia. I wiele, niestety, innych części świata. Czy humanista ma o tym wszystkim milczeć? Udawać, że tego nie ma?
Właśnie dlatego przesłanie "Mszy za miasto Arras" okazuje się nadal aktualne. Młodzi to widzą o wiele wyraźniej, bo to o ich bezpośrednią przyszłość zawsze chodzi, to oni mają prawo czuć się zawsze najbardziej zagrożeni. I oni są "Mszą za miasto Arras" przejęci, równie żywo jak pierwsi czytelnicy tej książki, przed z górą dwudziestu laty.
Zatem, panie kolego, bardzo proszę zaprzestać darcia szat nad rzekomo antyhumanitarnym, "nie do przyjęcia" przesłaniem. Podartą koszulinę proszę zacerować i uspokoić się. A potem - uważnie przeczytać powieść Szczypiorskiego. Naprawdę warto ją poznać, zwłaszcza że ten autor, jak agencje tylko co doniosły, jako kolejny polski wybitny twórca, wyróżniony został niezwykle prestiżową austriacką nagrodą imienia Herdera. Przed nim nagrodę tę otrzymali: Zbigniew Herbert, Jan Józef Szczepański, Krzysztof Penderecki i Witold Lutosławski. Chyba zasługują oni na miano humanistów? I chyba raczej nie są to anty-chrześcijanie?